czwartek, 9 października 2014
MORSIK Z JEZIORA!
Wtorek był rowerowy. Mocna jazda na Stare Miasto bez unikania trudnych podjazdów, szybka zmiana mokrej koszulki, robota i dynamiczny powrót. I walka z wiatrem, który wiał ciągle w oczy. Nogi solidnie umęczone dociskaniem pedałów i trzymaniem tempa. Mój rower wymaga siły, sam nie pojedzie. W domu od razu za ciosem dwa gym breaki na brzuch. Ostro paliło. A w środę wreszcie dzień wolny. Cały organizm pobudzony bieganiem, pedałowaniem, cross-fitowymi i ogólnymi ćwiczeniami domagał się odpoczynku. Ale aktywnego, stąd wypad na Warmię (dziękuję żoneczko!) i kąpiel w leśnym jeziorze.
Monika zaprawiona w bojach o zyskanie odporności, ja początkujący morsik. Woda chłodna, ale nie zimniejsza niż ta letnia z Bałtyku. Pogoda cudna, bezwietrzna w otulinie leśnej. Skok na trzy, cztery i chwila pływania. Wyskoczyłem pierwszy, ale potem zrobiliśmy poprawkę.
Gluta do pasa na razie nie ma. Orzeźwienie było boskie, cisza urzekająca, widok przepiękny. Dziś bieganie po pagórkach w asyście dwójki rowerzystów (Monia i Klacik). Zobaczymy jak ten peleton wypali. A potem pewnie popołudniowe kąpanie. Hough!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz