środa, 15 października 2014
CODZIENNIE (ni)COŚ!
Zmagam się ze stanem alarmowym. W gardle suchość i swędzenie przeplata się z wilgotnym kaszlem. Nie wiem co z tego się urodzi. Czy pojedzie windą do zatok czy osunie się jak lawina prosto do oskrzeli i płuc. Dlatego się oszczędzam i pokerowo wyczekuję. Bez blefowania, cierpliwie.
I codziennie coś staram się jednak zrobić. Wczoraj podciąganie i brzuszki, dziś wskoczę delikatnie na rower i pomocuję się na ścieżce zdrowia w lesie. Pogoda dopisuje, humor też. To dopiero trzeci dzień bezruchu biegowego, więc nie panikuję. Poza tym idealnie wszystko zbiegło się z bólem prawego kolana. Kolano, pewnie przeciążone na Warmii, już nie boli, czas na przegnanie nieznanego wroga z organizmu.
Codziennie (ni)coś warto. Bez pieszczot, ale z umiarem, żeby nie rozpylić wirusa. Hough!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz